sobota, 28 września 2013

Welcome to Sunny Beach!

Dawno tutaj nie wchodziłam, czy to z wyrzutów sumienia, że tak mało publikuje, czy coś po prostu się zmieniło, że nie mam potrzeby pisać i pościć. Nie jestem pewna, nie wnikam. Mam jednak potrzebę przeorganizowania tego bloga, bo nie czuję, że jest wyłącznie moim miejscem pracy ale też dobrym sposobem do podzielenia się z moimi bliskimi zdjęciami, informacjami kiedy jestem tam a Oni tu.
Nie każdy ma fejsa a i ja zastanawiam się czy się nie wypisać. Ostatnio miałam rozmowę z moją nauczycielką angielskiego na temat uzależnienia od internetu. Mimo, że na początku upierałam się że jestem uzależniona (bo to przecież teraz bardzo modne), ostatecznie muszę przyznać że po prostu jestem znudzona i lubię sobie po prostu posiedzieć na fejsie toż to taki Big Brother XXI wieku, czuję jak to zżera mój czas, wysysa mózg i odbiera pozytywną energię. Jednak jeszcze jestem niegotowa by wcisnąć magiczne "delete".

Będąc na pierwszych wakacjach  od lat, przez 10 dni przeczytałam 3 książki i odsłuchałam 3/4 audiobooka, a od 2 tygodni nie mogę rozpocząć kolejnej Lackberg i tu nie rozchodzi się o to, że jestem jakoś ekstremalnie zajęta a bardziej o to, że nieergonomicznie zarządzam czasem, ale to się zmienia:)

Wracając do naszych wakacji. To była Bułgaria, dokładnie Słoneczny Brzeg.
Było pięknie, ale już tam nie wrócimy:) Why?!- Ktoś zapyta- Bo to "bułgarskie centrum ch...zy" było:)

Mieliśmy zabookowaną podróż i apartament w pięknym kompleksie Barcelo Royal Beach.
W związku z tym, że Bartek nadal odmawia przelotów samolotem, a w związku ze zbliżającym się wyjazdem do Londynu, odmówił również prowadzenia samochodu, została nam ostatnia opcja-autokar. Jeśli ktoś ma podobne problemy z mężem lub żoną polecam biuro podróży Millennium Travel, bo tylko dzięki nim ta podróż była znośna.

Generalnie dotarliśmy po dwóch dniach podróży do naszego przeuroczego hotelu i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Przed wyjazdem zgooglowałam miejscówkę, gotowa więc byłam na to co zobaczyłam. 

Reklamujące się hasłem "Las Vegas wschodniej Europy", Sunny Beach, jest mieściną specyficzną, bardzo kolorową, trochę niegustowną z setkami straganików i kramików z "oryginalnymi" LV po prawej i "Ray Banami" po lewej. Mam wrażenie, że po sezonie barykadowane są drzwi i okna złotych hoteli i miasteczko pustoszeje. Nie trafiliśmy na rdzennych Bułgarów a miła Pani na straganiku oskalpowała nas na pomidorach i ogórkach. Trzeba było być gotowym na każdym kroku, po chrzcie bojowym trzeciego dnia byliśmy jak starzy Bułgarzy, nawet autobus miejski podrzucił nam do zamiejscowego Lidla! To się nazywa czar;)

Mieliśmy cudowną pogodę! Wstając o 9.00, słońce muskało promieniami, nic tylko wskoczyć do basenu przed śniadaniem, a później relaks, książka basen lub ciepłe morze, obiad przygotowany przez męża i spacer  alejką wśród krzykliwych sprzedawców, drinki do północy i powroty rano. Było naprawdę fajnie, bateryjki naładowane już niestraszny nam wyjazd do Londka:) Będzie pięknie, w końcu jedziemy razem i oczywiście kot. Crazy family:)

Zdjęcia są stosunkowo nudne jak filmy z wesela, wszędzie tylko my i my ale to w końcu były nasze wakacje:)

A i najważniejsze! Michael Jackson nie umarł, bawi się w Sunny Beach:)

























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz